się większym kurhanem, gdzie bezwzględnie zwierzę powinno być.<br>W piątek rano zadzwoniła Ewa, namawiając nas na odwiedzenie wystawy malarstwa skandynawskiego, której otwarcie miało nastąpić wieczorem. Twierdziła, że musi tam być, że będzie sama, bez żywej znajomej polskiej duszy, i koniecznie chce, żebyśmy przyszły, jeśli już nie dla wrażeń artystycznych, to przynajmniej dla towarzystwa. Alicja i Zosia odmówiły stanowczo udziału w imprezie, Paweł po harówce w ogrodzie ledwo zipał, poszłam więc sama.<br>Wystawa jako taka wstrząsnęła mną z lekka. Oglądając zawieszone na ścianach dzieła nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że artyści tworzyli w czasie weekendów, kiedy wszystkie sklepy są zamknięte i nic