w przedpokoiku, będącym zarazem kuchenką, i usiadła na tapczanie, naprzeciw mnie. W tym wnętrzu stawała się zupełnie inną osobą: zniknęła zabiedzona pracownica o głodowej pensji, milcząca i smutna, a pojawiła się dama o inteligentnym spojrzeniu i ujmującym, nieco ironicznym uśmiechu, swobodna i ciepła. Zrozumiałem, że wychodząc do pracy w Instytucie przyodziewa gruby pancerz nijakości, chroniący ją przed ciosami, a zrzuca go zaraz po powrocie do domu. Pani Janina ukazała mi się księżną na swych włościach.<br> - Dziękuję, że mnie pani zaprosiła. To dla mnie wieki zaszczyt.<br> - Zaprosiłam pana dlatego, że przyszedł pan na Dworzec Gdański. W pana sytuacji uważam to za czyn