dobrą muzykę (przygotowałam Marcosa Valle "Nova Bossa Nova" i Billa Evansa "From Left to Right") i pozostało mi jedynie czekać. Im bliżej przyjazdu Jurka, tym bardziej byłam podniecona. Już sama nie wiedziałam, czy chęcią spędzenia z nim najbliższego tygodnia, orgią jedzeniową, którą mieliśmy odbyć, czy może kawą z dodatkiem przeróżnych przypraw, którą piłam w ogromnych ilościach od kilku dni. Na dzień przed spotkaniem uznałam, że popadam w histerię. Menu wydało mi się mało ciekawe, wręcz nudne i doszłam do wniosku, że nic z tego nie będzie. Załamałam się. Ale piątek okazał się być cudownym dniem. Odprężona, uznałam, że nic nie można