dzwoni po GRC. Takie konne FBI. Wykopuje ten cały topór...<br>- Tę machawkę.<br>- Właśnie, i wtedy się trzeba zwijać.<br>- Ale teraz to nie wódz cię gonił?<br>- Teraz... - Gipson ogląda się, przystaje, gasi swojego papierosa i wysupłuje z kieszeni niewielki, pękaty pakuneczek. - Nie, dziś wódz był prawie trzeźwy. Za to w autobusie przysiadł się do mnie taki mały czarny, próbował ze mną po angielsku, ja do niego, że tylko po francusku, a ten się zaraz ucieszył i dawaj mi nawijać w patois, mówi, że jest z Haiti i czy jadę do Nowego Jorku, czy tylko do Albany. Ja, że do Nowego Jorku, turystycznie, mówię