urojeń, gdzie jest sam ze sobą, rozmawia z cieniami, przed innymi cieniami ucieka. <br>Zawsze z jednakowym przejęciem obserwowałem ten rozwój wieczoru. Pokorne oddawanie zdobytej w ciągu dnia przestrzeni, wielkie połacie pustki, opuszczone pola, domy, podwórka, psy, które warują na straży nieobecności, ludzie pochowani, stłoczeni w małych grupkach przy źródle światła, przysuwają krzesła coraz bliżej telewizora, usypiają pod bezpiecznym kręgiem światła nocnej lampki. <br>A noc wchodzi wszystkimi szczelinami, wdziera się przez okiennice, przez komin, nieszczelne dachówki. Cierpliwie czeka, aż zgasną wszystkie światła, i sączy się jak trujący gaz przez piecyk, dziurki od klucza. Każdego dnia zabiera coraz więcej, przenika przez skórę, dosięga