głowy, musiałem się więc rozejrzeć, gdzie by tu usiąść, i pod drzewem morwowym osypanym białymi jagodami, wyrastającym wysoko ponad mur, dostrzegłem obejmującą pień ławeczkę z wąskich deszczułek jak siedzenia w staroświeckich wagonach kolejowych, i nie zastanawiając się długo, podszedłem do niej i usiadłem, oparłszy się o drzewo,<br>pod zamkniętymi powiekami pulsowało jeszcze światło, ale z wolna budził się cień, w którym nagle zjawiło się to zwierzę, srebrne jak stepowe osiołki, z wyrastającym na czole długim prostym rogiem, i prowadzone przez kobietę o przesłoniętej welonem twarzy,<br>"Skąd ja znam tę dziewczynę?" - zdążyłem pomyśleć, nim to zwierzę dotknęło mnie wilgotnymi nozdrzami, dziwnie chłodnymi