nim konkurować. Podróżą do San Francisco byłem zachwycony, ale tak jak na inną planetę, nie żeby tam mieszkać. I mimo tej wizyty Berkeley wyobrażałem sobie fałszywie, kiedy przyjąłem w 1960 zaproszenie na lektorat. Myślałem, że leży nad zatoką - gdzież tam, beton na wysypiskach śmieci, ląd zabierany morzu dla zysku, mokre pustkowia, obok dzielnice fabryk i składów, dalej dzielnica murzyńskiego getta i dopiero wyżej miasto białych. Myślałem, że plaże i pływanie - gdzież tam, ni krzty piasku, a woda za brudna i za zimna, bo te brzegi Pacyfiku opływa zimny prąd. Widok z górnego Berkeley na zatokę, na wyspy i drapacze miasta, wspaniały