Gombrowicz. Nie ludzie walczą, ale znaki; symetria przeplata się z ucieczką "w skos", z asymetryczną niespodzianką; wszystko śmiertelnie poważne i całkowicie dziecinne. Przypomina także - w komediowym rejestrze - marzenie Geneta o teatrze cieni i symboli, odbiciu odbicia... Ale Gombrowicz gęstszy, krwistszy, bardziej, jeśli wolno powiedzieć, szekspirowski. Odważniej moduluje nastroje - od głupstwa, pustoty, ba, grubiaństwa do cielesnej zgrozy i patetycznego krzyku - i miesza style, zamiast pilnować równego, wykwintnego (nawet w skatologii) tonu wypowiedzi.<br>Gombrowicz jest także bardziej wieloznaczny. Jest to ostatnia cecha, która płynie z dystansu do formy i konwencji operetkowej. Pomyślmy nad zakończeniem. Zmartwychwstaje Albertynka: czyżby więc - wszystko w porządku? Można by