wspominał. Ilekroć, każdego ranka i wieczora, w myśl obowiązującego regulaminu, odpowiadał spokojnym głosem swoje "Jestem!", nawiedzało go wspomnienie, wciąż żywe, ostre i coraz bardziej bolesne, że co prawda cygara przepadły bezpowrotnie, lecz honor pozostał.<br>Pozostała też pamięć. Był to najpiękniejszy dar Boga i uparcie ten dar chronił przed każdą próbą rabunku. Wszystko pamiętał. Do najdrobniejszych szczegółów. Zapach cygar i zgrzyt tramwaju, ruszającego z przystanku przed gmachem sądu, kiedy <page nr=63> udawał się do pracy. Kolor nieba nad wieżami warszawskich kościołów i skrzydła gołębie na jego tle. Rude plamy spłowiałej materii na plecach żydowskich chałatów. Deszcze warszawskie. Wiatry, przelatujące nad Warszawą w listopadowe wieczory