Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
postępował za nim.
Przystanęli przyglądając się ciekawie.
Na zastawiony przede mną patrząc stół.
Pełen ulgi, że los mi ich zsyła, skinąłem na nich ręką, zapraszając obu do
staropolskiej biesiady.
Przysiedli się skwapliwie.
Każdy na swoją kromkę grubo jajecznicy z kiełbasą położył, zostawiwszy, ile
się godzi, dla gospodarza.
I spożywaliśmy razem racząc się wspólnie, w milczącym
zadowoleniu.
Tylko oczami dawali znak, jak znakomita jest to potrawa, co rad
potwierdziłem mrugnięciem.
Siedział z nami mój ojciec i dziad, a także ów włodarz spod
Krasnegostawu, który jednak do naszej przyznawał się kompanii.
Jedliśmy ze wspólnej miski.
Do ostatniej okruszyny.
I o to właśnie chodziło.
Tak
postępował za nim.<br> Przystanęli przyglądając się ciekawie.<br> Na zastawiony przede mną patrząc stół.<br> Pełen ulgi, że los mi ich zsyła, skinąłem na nich ręką, zapraszając obu do <br>staropolskiej biesiady.<br> Przysiedli się skwapliwie.<br> Każdy na swoją kromkę grubo jajecznicy z kiełbasą położył, zostawiwszy, ile <br>się godzi, dla gospodarza.<br> I spożywaliśmy razem racząc się wspólnie, w milczącym<br>zadowoleniu.<br> Tylko oczami dawali znak, jak znakomita jest to potrawa, co rad<br>potwierdziłem mrugnięciem.<br> Siedział z nami mój ojciec i dziad, a także ów włodarz spod<br>Krasnegostawu, który jednak do naszej przyznawał się kompanii.<br> Jedliśmy ze wspólnej miski.<br> Do ostatniej okruszyny.<br> I o to właśnie chodziło.<br> Tak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego