zabił żonę chi-chi-chi, wyciąga miecz przodków i chi-chi-chi przebija łotra...<br> Pertraktacje z armatorem toczyły się w mojej obecności, ale szczegóły uszły mej uwagi, jako że obaj panowie rozmawiali ze sobą językiem mandaryn. Armator, urzędujący w małym pokoiku w bocznej uliczce w dzielnicy portowej Sibu, też się radował i błyszczał pięknym garniturem złotych zębów. Zawsze się zastanawiałem, jak to się dzieje, że prosperują banki w Hongkongu, Singapurze czy Kuchingu, skoro tamtejsi Chińczycy lokują oszczędności w szczękach.<br> Ostatnia noc w hotelu, potem wizyta w niewielkiej, ale dość nowoczesnej klinice, gdzie - rzecz dawniej niebywała - razem z Malajami i Chińczykami leżą