16 godzinach wspinaczki, kiedy do szczytowej grani miał jakieś 150 metrów, trafił na lodową gładź przysypaną świeżym śniegiem z wyższych partii, a był przekonany, że już pokonał tę lodową stromiznę. Zaczął się zastanawiać, którędy pójść - w lewo, w prawo? A myślał głośno, jakby z kimś rozmawiał. I nagle zaczął się radzić "towarzysza" wspinaczki, jaką wybrać drogę, gdzie wbić hak? Po chwili już kojarzył, że jest sam i może polegać tylko na sobie. Ale po paru minutach - to samo. Mało tego - wiedział, że sytuacja zaraz się powtórzy. "Głupku, opanuj się, przecież jesteś sam!" - wrzeszczał. Partner nie miał postaci, nie widział go, ale