Oczekiwałam jakichś komplikacji, kontroli paszportowej, celników, czegoś w tym rodzaju, z satysfakcją przewidując melanż, jaki wywoła moja obecność, tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Tuż obok samolotu znalazł się nagle helikopter, górne śmigło powoli się kręciło, w imponującym tempie zostałam przetransportowana wraz z całym dobytkiem do nowego środka lokomocji, zdążyłam pomyśleć "rany boskie, upiekę się!" i już znów byliśmy w powietrzu. Organizację to oni mieli sprawną, nie da się ukryć.<br>Siedziałam przy oknie i znów usiłowałam coś zobaczyć. Lecieliśmy nieco niżej, ale krajobraz pod spodem nic mi nie mówił. Wydedukowałam sobie tylko, nie po krajobrazie oczywiście, ale po słońcu, że wracamy ku morzu