na pośmiewisko;<br><br>więc gdy on szedł werandą, woniejący, komiczny,<br>cały w ironiach, w półtonach,<br>to lampa na kroksztynie, na łańcuchu, pod liśćmi<br>kołysała się jak podchmielona,<br><br>gubiąc światełka różne. Tak promień za promieniem<br>cały winograd oplótł,<br>a gdy wiatr blask pchnął dalej, stał się jednym promieniem<br>promieniejący ogród.<br><br>I ujrzałem raptownie, ażem się przestraszył,<br>wiele dziwów za sprawą muzy -<br>i wdarła się muzyka i noc do serc naszych<br>jak woda, gdy spuszczą śluzy.<br><br>Górą sunęły chmury, wolno, jak wół za wołem,<br>zasię w blasku stawał bór za borem,<br>aż zmogły mnie te chmury i ta noc i runąłem,<br>jakby w kark