miejsca rozwinął szybkość, od której zrobiło się zimno, z pasją ścinając zakręty, tak że aż gumy wydawały za każdym razem przeciągły pisk. Przejechaliśmy wzdłuż Tybru, za wyspą ze szpitalem, gdzie leżał Maliński, skręciliśmy w lewo i przez Most Palatyński z powrotem. Jedna uliczka. Druga. Wreszcie w trzeciej, najwęższej, zatrzymaliśmy się raptownie. Sandra! Nie, nie Sandra, lecz ta kuzynka do niej podobna. Wpuściliśmy ją między siebie i - w drogę.<br>- To jest Antonella - rzekł, skoro już ruszyliśmy, Wieśniewicz.<br>Ona: - My się znamy. Wieśniewicz: - Skądże?<br>- Byliśmy razem w Ostii. Przywiozłeś pana. Nie przypominasz sobie?<br>- A, prawda.<br>Tym razem jednak nie pojechaliśmy do Ostii. Wieśniewicz