spał dobrodusznie, z niewyraźnym uśmiechem. Mac sportowo, ze zdrowiem, bez poduszki, z jaśkiem podłożonym pod łokieć, a Thomson, choć z nich wszystkich spał najmocniej i najbezwzględniej, to bynajmniej nie można było być pewnym, czy przypadkiem wcale nie śpi. Łóżko Roullota było, jak zawsze o tej porze, puste.<br>Popatrzyłem na nich raz jeszcze i raz jeszcze załkałem, a potem szybko wyszedłem, drzwi zamknąłem za sobą <page nr=197> i zjeżyłem się cały, bo z przestrzennych świateł nocy wszedłem w orbitę fioletowej lampki, sztucznie, niezdarnie, niby dziecko bawiące się farbami, rozmazującej fiolet dokoła. O piętro niżej słychać było kroki strażującego policjanta, łkanie było już za mną zamknięte