ocala;<br>Bo on was niesie w spowicia woalach<br>Za śmierć, co skrzeczy, za grób, który szydzi.<br><br>Lecz zresztą gibki, spławny, <orig>płetwonogi</><br>Trzepnął już płetwą, zafurczał jak brzeszczot,<br>Aby przez knieje planktonowych pieszczot<br>W iłach zagrzebać grosik - niby ognik.<br><br>I hajda w górę - i znowu w głąb cieśni,<br>Raz wodę wspina, raz niebo ma w cuglach;<br>Słupami blasku podrzuca jak kuglarz<br>Ten przebiśniegu, <orig>przebisnu</> rówieśnik.<br><br>Trzymam go w palcach - w bursztynowej kuli -<br>Gestem tak smutnym, jak on sam, gdy pora<br>Porzucić kościół wielkiego jeziora,<br>Zatrzasnąć furtkę - kraciastą - koszuli.</><br><br><br><div type="poem" sex="m"><tit>CHŁOPIEC WIECZORNY</><br>Gdzie okiem pojrzę po późnej jesieni,<br>Tam się wyłania Wieczorna Mydlarnia.<br>Wiatr