jest wdzięczny chłopakowi za to, że mówi. Nieuważny, stępiały po tylu tygodniach strach pozwoli się uśpić temu szeptowi, a kiedy uderzą moździerze otwierające natarcie, nie będzie już na nic czasu.<br>Uderzają. Biją poza dom, na który ma wyjść natarcie, odcinają go od łączności z zapleczem. Nareszcie ciężka broń, która nie razi, ale pomaga, zabezpiecza. Dlaczego wszystko jest już takie beznadziejne? Jerzy ze strachem notuje w sobie jakieś fatalne przeczucie.<br>- Malutki - trąca podchorążego leżącego obok bez słowa, jak trup. Odkąd pogrzebał tę swoją Jezusek, przestał mówić.<br>- Co?<br>Jerzy jest w kłopocie: chciał wyczuć ręką barki przyjaciela, chciał go usłyszeć. Nie ma nic