Skojarzenie jest naturalne: skoro są lektury do czytania w wannie (przynajmniej były), to można też sobie wyobrazić czytanie pod prysznicem. Zresztą Kałużyński nadaje się do czytania absolutnie w każdych okolicznościach.<br><br>W tym wydaniu znakomity autor występuje nie jako krytyk filmowy, a przynajmniej nie tylko w tej roli. Zdradzam tu pewną redakcyjną tajemnicę, ale Kałużyński od wielu już lat o filmie pisał niechętnie, co łatwo wytłumaczyć: niestety, w ostatnich czasach kino zmarniało. Zapalał się natomiast zawsze, gdy umawialiśmy się na artykuł o literaturze, sztuce, historii, a najlepiej o czymkolwiek. Czyli o wszystkim. Tę formę, zwaną przez nas skrótowo "prysznicem", opanował Kałużyński znakomicie