czytelnik otrzymuje od samego narratora sporo temporalnych prezentów w postaci takich "desantów czasowych", jak retrospekcje, antycypacje itp. Kontrowersyjna teza Kate Hamburger o tym, że w większości dzieł epickich czasownik zatraca funkcje preteritalności, w związku z czym w prozie panuje właściwie "bezczasowość", wydaje się najbardziej do przyjęcia właśnie w sytuacjach wspominania, retrospekcji. Czytelnik wspomnień raczej przenosi się w odległy czas niż pamięta o sytuacji wspominania, raczej towarzyszy wydarzeniom, poddaje się ich sile dośrodkowej, niż pamięta o promieniu czasu.<br>Przytaczam tu rozwiązania oczywiste i niezbyt skomplikowane. W praktyce narrator ma możność istnej ekwilibrystyki czasowej, dowolnie żonglując dystansem czasowym, zwiększając bądź zmniejszając horyzont narracyjny