ramionami), szept usłyszałem "to niemożliwe, żeby nie miał lodówki", zrozumiałem więc, że ludzie ci dotychczas nie bywali u Tęgopytka, zbyt wyraźne było ich zdziwienie, zdziwienie na pograniczu zmieszania, opanowali się jednak; kiedy podszedłem do stołu, oboje powiedli wzrokiem po moim ubraniu skrojonym tak samo jak i ich, według ostatniej mody, równocześnie się uśmiechnęli, jak przystało na ludzi wyrobionych towarzysko, i w tym właśnie momencie z trzaskiem otworzyło się okno, zgasła jarzeniówka, ołowiowe światło zalało martwą falą pokój, zady blondyn zaczęły róść niepokojąco, twarze ich zaczęły się zmieniać, tak samo Morda powiększył się niesłychanie, usłyszałem szept "jesteśmy na dnie", to nowo przybyły