umiałby łączyć w sobie tylu sprzeczności, co Rexroth. Działacz rewolucyjny, komunista, anarchista, pacyfista, mistyk, pobożny członek Kościoła anglikańskiego, na łożu śmierci rzymski katolik, a naprawdę buddysta.<br> Był bohaterem poezji jako zawodu (co prawie niemożliwe w Ameryce i chyba nigdzie) dlatego po prostu, że nie miał nawet skończonej szkoły średniej ani rozgłosu, który przekonałby profesorów, żaden uniwersytet więc go nie chciał. Dopiero na starość, kiedy stał się sławny, zażywał dostatku i spokoju jako profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. <br> Znałem go i doznałem od niego wiele dobrego. Wcale zresztą nie z powodu mojego nazwiska - a Rexroth kiedyś dawno, w 1955 roku, wydał