muzycznej, w liceum plastycznym, w operetce. Po raz pierwszy liczyła się tylko szkoła, nic innego nie było ważne. Dałabym się wtedy zabić za to, co właśnie odkrywałam. Rzuciłam narzeczonego, bo rozpraszało mnie, że siedzi na dole i czeka na mnie po zajęciach. Nie miałam już zresztą o czym z nim rozmawiać; nie znał świata, który pochłonął mnie całkowicie.<br>Pamiętam zajęcia z Janem Kreczmarem, moim pierwszym profesorem. Spotkania te polegały na pisaniu, reżyserowaniu i graniu najbardziej intymnych i dramatycznych przeżyć z naszego życia. Przychodziliśmy w trykotach, dziewczęta nie umalowane, niczego nie dało się ukryć. Czego tam nie było! Gwałty, porwania, pijani ojcowie