deptał albo rozbijał młotkiem kosztowne krążki kości słoniowej.<br>Pozory podobieństwa opierały się więc tylko na zbliżonych rysach twarzy, głównie zaś na barwie głosu oraz intonacjach, których rzekomo nie sposób było odróżnić. Tyle tylko, że ja mówiłem swobodniej, składniej i szybciej niż Marian, który wysławiał się z pewnym trudem i jakby rozmyślnym niedbalstwem. W każdym razie zdarzało się, że dalsi znajomi brali Mariana za mnie, ale - co musi wydać się dziwne - nigdy nie przytrafiło mi się, aby mnie wzięto za Mariana.<br>Klarę poznaliśmy równocześnie w dość szczególnych okolicznościach. Podczas oblężenia Warszawy, pod koniec września 1939 roku, przemykaliśmy się ulicą Poznańską, opodal domu