uporem zwisało ze stelażu nieba, wielkiej, niebieskiej konstrukcji, i poruszało się po wyznaczonej trajektorii. Nikt z nas nie wierzył w inny obrót rzeczy. Raz wprawione w ruch, nigdy nie mogło przestać. <br>Łąki wykorzystały swój czas, przez kilkanaście lat zarastały starą płytę lotniska, wdarły się w fundamenty hangaru, pasy startowe. Dziko rozpleniły się gniazda ostu i krwawników, groty szczawiu, kępy macierzanki pokryły pobocza piaszczystych dróg, szelężnik ukrył się w bombowych lejach wypełnionych mętną, mulistą wodą. <br>Tam, w dosyć bezpiecznej odległości od rodzinnego domu, spędzaliśmy miesiące wakacji. Mijaliśmy sad Rygielskiego, forty na Polnej i Michałowskiej i hodowlę lisów. Tuż za torami było lotnisko.<br>Wspinaliśmy