Typ tekstu: Książka
Autor: Krystian Lupa
Tytuł: Podglądania
Rok: 2003
Szliśmy (wówczas - bo wtedy ciągle zmieniały się mody) torami, a potem schodziliśmy ze stromego, wysokiego nasypu

na ulicę. No - naprawdę było bardzo ślisko. Raz on się przewracał, raz ja. W końcu ogarnął nas jakiś szaleńczy śmiech. Śmialiśmy się, padaliśmy i wstawaliśmy, wzajemnie się podtrzymując, i znowu padaliśmy, śmiejąc się do rozpuku, do łez. Sytuacja stawała się jakaś absurdalna i beznadziejna - nie można było przestać, nie można było nie padać, nie można się było posuwać do przodu... no może to ustawiczne padanie posuwało nas z wolna. Byliśmy bezgranicznie szczęśliwi. Wcale nie chcieliśmy przestać upadać. Ale wróćmy jeszcze do piątkowych kąpieli. Zyga wstydził
Szliśmy (wówczas - bo wtedy ciągle zmieniały się mody) torami, a potem schodziliśmy ze stromego, wysokiego nasypu<br> &lt;page nr=129&gt;<br> na ulicę. No - naprawdę było bardzo ślisko. Raz on się przewracał, raz ja. W końcu ogarnął nas jakiś szaleńczy śmiech. Śmialiśmy się, padaliśmy i wstawaliśmy, wzajemnie się podtrzymując, i znowu padaliśmy, śmiejąc się do rozpuku, do łez. Sytuacja stawała się jakaś absurdalna i beznadziejna - nie można było przestać, nie można było nie padać, nie można się było posuwać do przodu... no może to ustawiczne padanie posuwało nas z wolna. Byliśmy bezgranicznie szczęśliwi. Wcale nie chcieliśmy przestać upadać. Ale wróćmy jeszcze do piątkowych kąpieli. Zyga wstydził
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego