miejscu. Adam wynurza się jak zwykle z najmniej spodziewanej strony. Wychodzą przed dworzec, po drodze ze szklanej gabloty na zielonym wózku kupują galicyjskie precle, które przetrwały monarchię Austro-węgierską, najazd kulturtrëgerów Hitlera, dwie wojny z dwudziestoletnią pauzą, Polskę Ludową, ale nie jest oczywiste czy przetrwają transformację systemu, ponieważ ktoś słuszny, rozzłościł się na pewną swojej pozycji przekupkę i zamiast wpisać jej dziedzictwo do zabytków, postanowił relikt zniszczyć.<br>Kraków.<br>Przygarniają ich zanikające miodosytnie, kiedyś charakterystyczny akcent miasta, zatulone w staromiejskich zaułkach i piwnice w Baszcie, skąd wracają późną nocą przez obielony świeżym śniegiem Rynek. Niosą radość i wino. Wino, które nie udaje