złych zamiarów, że właśnie przyjechałem ze wsi, że byłem w aptece, a że apteka zamknięta, ośmieliłem się więc niepokoić profesorostwo w domu. Za drzwiami słychać było jakieś szuranie, przesuwanie mebli, wreszcie zwalnianie łańcucha i powoli drzwi się otworzyły, a przez szparę wyjrzała pani profesorowa. Postarzała się o kilkanaście lat. Ta ruchliwa osoba poruszała się jak sparaliżowana, widać też, posiwiała mocno.<br>- Proszę, niech pan wejdzie - i natychmiast zamknęła za mną drzwi.<br>Nie wiedziałem, jak się zachować. Mamrotałem zakłopotany, że ja tylko na chwilę, przejazdem niejako, ale muszę się zobaczyć z Baśką, mam jej coś ważnego do powiedzenia. Cóż innego mogłem mówić w