pracy.<br>Dwóch robotników kopało na dziedzińcu czyjejś willi dół, kilku innych dźwigało niewielki słup telegraficzny. Nagle jeden z nich wydał się Widmarowi znajomy, jak gdyby znał go i widywał się z nim przedtem, przyjrzał mu się bacznie, a potem nawet stęknął ze zdziwienia. Robotnik był wysokiego wzrostu, barczysty, włosy miał rude i rozwiane, co chwila na dziedzińcu rozlegał się jego głos:- Halo, trzymaj, bracie, ten drut!... Dawaj mi porcelanową szpulkę!... Gdzie rękawiczki?! Krzątał się tam i z powrotem, jego granatowa bluza i bufiaste granatowe spodnie zjawiały się to tu, to tam, aż wreszcie wybiegł za furtkę i stanął koło sztachet, tuż