znienacka, stanęła jak wryta,<br> Szaławiłę wita;<br>Włos jej tańczył na wietrze, jak gwiazd zawierucha,<br> Która w noc wybucha;<br>Miała szmat nieboskłonu w oku nazbyt dużem,<br>Miała stopy zdyszane i okryte kurzem;<br> Nikt nie znał jej imienia,<br> Jej znoju, ani cienia,<br> Jej nocy, ani dnia,<br> Co tętniąc, za nią gna...<br><br>Gdy rumak ją zobaczył - dreszcz mu zbiegł po sierści,<br> Snać nie zaznał śmierci,<br>Gdy rycerz ją zobaczył - serce w nim zawrzało,<br> Snać kochał za mało -<br>Zwróciła nań swe oczy, żarzące się złudnie,<br>Że cały aż zapłonął jak w samo południe:<br> I duszą, i żelazem,<br> I myślą swą zarazem -<br> Wyciągnął do niej dłoń