się wszystkich i wszędzie wietrzę ukryte zagrożenie zupełnie jak prawdziwy schizofrenik.<br>Paraliżuje mnie strach, ale i doskwiera bezczynność. Brakuje mi oddziału, kolegów z pracy, gazety, telewizora, książek, spotkań z przyjaciółmi, szklanki zimnego piwa, kobiet, wszystkiego. Wiem już, że leżąc tutaj, chyba niewiele się dowiem, a jeśli nawet, to nie warto ryzykować. Warto - nie warto... To nawet nie jest kwestia wyboru. To kwestia konieczności podyktowanej przez paraliżujący strach. Pozbawiony dystansu, jaki dzieli ludzi zdrowych od chorych, i poczucia bezpieczeństwa, stałem się po prostu jednym z pacjentów na tym oddziale i wcale nie pomaga to, że uważam się za kogoś z innego świata