wzrokiem, dopowiadam puenty. <br>Nie rozmawiam z nim jednak szczerze. Nie wypłakuję mu się z nadziei, które z nim wiążę, nie opowiadam o swoich religijnych wzlotach. Zaczynamy od zestawu obowiązkowego: naśmiewamy się razem z zadyszanego profesora, który dmie w filosemickie organy i liczy na kasę, szydzimy z naszego rówieśnika - pisarza z rzadką bródką, który z kolei pisze o Wrocławiu, mając nadzieję na niemieckie pieniądze, wreszcie zastanawiamy się nad fenomenem perwersyjnej pani profesor, dla której cała sztuka ma polegać na bezustannych przekroczeniach i nadużyciach. Tutaj ja jako warszawiak mam ciekawe anegdotki z życia prywatnego tej dziwacznej humanistki, więc sprzedaję je, kątem oka kontrolując