nie wiadomo jeszcze przed czym, a inni wybiegali z kaplicy na dworski podjazd, fantom utrwalił się w obraz ruchomy i niezwykły, lecz zrozumiały: piękna siwa klacz, arabka, galopowała w krąg gazonu z ościeniem złamanej lancy wbitym poniżej łapatki, drzewce sterczało skośnie i wstrząsane biegiem rysowało w powietrzu ostre ćwierćłuki, koń rżał bez przerwy, ujrzeliśmy w przelocie jego przerażone, krwią nabiegłe oko, złapcie ją! trzymajcie!, krzyczał Smok, klacz wspięła się na tylne nogi, asystenci pierzchli, klacz pędziła wprost na boczny mur agrodzenia, stały tam ciężarówki ze sprzętem filmowym, kręcili się żołnierze-statyści, zabije się!, i nie wiem, jak i skąd wziął się