do sypialni. Był to pokój dosyć duży, ale znacznie mniejszy od jadalni, ciemny, bo okna zasłonięte były grubymi kotarami. Gospodarz zapalił górne światła, zrobił to na dwie raty, dzięki czemu zobaczyłem najpierw to, co było w dole - dywany, meble, szerokie małżeńskie łóżko, a dopiero potem, w pełnym świetle - obrazy. Wisiały rzędem, wysoko, niemal pod sufitem, ale był to całkiem inny świat sztuki. Ale jednocześnie - to dziwne - te obrazy były mi znacznie bliższe od tamtych, oglądanych przed chwilą w jadalni. Oto dwa portrety kobiece. Dwie różne, , inne kobiety patrzyły na mnie, tylko na mnie. Ze swoją chwilowością istnienia, przelotnym uśmiechem, dziwnym skrętem