Jest to ostatnia rzecz, której mi się chce w tym nastroju, w jakim <page nr=151> jestem. Wiem jednak, że przeminie. A ledwie przeminie, zacznę sobie wyrzucać, że nie skorzystałem z okazji. Że zlekceważyłem przyjemność wtedy, kiedy mi ona nie sprawiała najmniejszej przyjemności. W takim razie najlepiej wyjechać za dzień, dwa. No i rzemiennym dyszlem, z przystankami po drodze, do Krakowa. Najważniejsze przed wyruszeniem ochłonąć.! Fizycznie się zreorganizować, zregenerować. Odciąć się od porażki, od stojącego za nią nonsensu, od wszelkiej myśli o ojcu. Będzie jeszcze czas pomyśleć, jak mu wytłumaczyć, co się właściwie zdarzyło. Na razie - tama! Głowa w piasek!<br> Za wszelką cenę spokój