w kosmate koniki Kazachowie przywozili chrust nie chrust, zwali go <orig>saksauł</>, gdzieś z odległych stron, i wymieniali na paczuszkę herbaty, nadesłaną z Polski. I cmokali przy tym, i oczka im lśniły. Herbata dla nich to był specjał nad specjały, nauczyli się od Chińczyków wielbić ten napój, podawany w małych czarkach, sączyli go z nabożeństwem. Ale to działo się w siole, a tutaj był pusty i głuchy step. Bez <orig>saksaułu</>. Szczęście, że Ziuta nie zapomniała wziąć na drogę trochę <orig>kiziaku</>. Zbierał go przeważnie Jurek, bo dorośli pracowali i nie mieli czasu. Wyprawiał się z gromadką koleżków - tam, którędy wędrowało wypasające się kołchozowe