złodziejem, doszedłem do drzwi.<br> Uchyliłem je ostrożnie, gdyż mi się zdawało, że jeśli nacisnę mocniej na skobel, rozlecą się w moich rękach.<br> Do sieni wszedłem na palcach.<br> Pociągnąłem głęboko nozdrzami, jak zgoniony pies.<br> Nie poczułem zapachu gorącego chleba, ale w sieni czuć było, jak zawsze, gotowaną kapustą, zasmażką na starym sadle i stygnącą powoli blachą z lanego żelaza.<br> Ośmielony swojskością sieni, nacisnąłem już śmiało skobel drzwi prowadzących do kuchni.<br> W mroku pomieszanym ze światłem wieczornego nieba nie widziałem zbyt dobrze.<br> Ale ojca nie było przy stole.<br> Najwidoczniej, tak jak przypuszczałem, poszedł z matką do sąsiadów.<br> Zacząłem sobie podśpiewywać, szukając garnuszka, żeby