dłoni lufą weyra, jak przestępuje leżące na kamieniach ciało bez ręki.<br>Tym martwym był Jarg, który wrócił, aby tak głupio zginąć po cudownym ocaleniu, a po sekundzie tamten miał się zwalić na trupa, z rozszarpanym i dymiącym na piersiach kombinezonem, daremnie usiłowałby powstrzymać ów obraz, rozwijający mu się przed oczami samochcąc, <page nr=154> czuł ostrą woń ozonu, gorący odrzut rękojeści, którą ściskał wtedy spotniałymi palcami, i słyszał skomlenia ludzi, których ciągnął później zdyszany, ziając, aby ich wiązać jak snopy, i za każdym razem z bliska, znajoma, oślepła jakby nagle twarz porażonego uderzała go swym wyrazem rozpaczliwej bezradności.<br>Coś stuknęło; spadła książka, którą zaczął