nie można powiedzieć. Uczucia, jakie ma dla Geibla, przypominają stan duszy starego arystokraty, już niezbyt pewnego wpływów, ale dumnego z przeszłości swego rodu, z nazwiska i koligacji, którego posadzono do stołu z nowobogackim. Oczywiście wie, że łączą ich wspólne interesy, że czasem musi się zniżyć, ale nie sprawia mu to satysfakcji. Geibel z kolei jest jak burżuj niezbyt pewny swego statusu, źle się czujący przy stole nakrytym rodowym srebrem; wolałby kufel piwa na ocynkowanym blacie w monachijskiej piwiarni, ale właśnie dlatego jest buńczuczny, agresywny, usiłujący nadrobić brak obycia nadmierną pewnością siebie. Kloss, który przygląda się im obu, wie, że w istocie