niebiesko-białym tramwajem. <br>Alpy go nie zawiodły. Pełne, aż do przesytu, najlepszego śniegu, sztywne, nieco szorstkie, wystudiowane do ostatniego detalu, a jodłowe lasy tak umiejętnie wkomponowane w to wszystko. Musiał przyznać, że zimą w Polsce nie ma tak pięknie błękitnego nieba, z siwymi chmurami. Jeszcze coś sympatycznego przydarzyło się w schludnym wagonie elektrycznej kolei. Do konduktora mówi się z galijska, miękko der Kondukteur, nie ma tutaj pruskiego Schaffnera. Ten Kondukteur uśmiecha się jak gimnazjalista, któremu obiecano nagrodę, i pozdrawia Grüss Gott, co brzmi familiarnie grici. Przyjemnie jest siedzieć na zielonym pluszu szwajcarskiego pulmana. Dziwne, że nie dorobili się własnego Hitlera, a