Nevady,<br>Zgarniając w siebie lasy kontynentu.<br>Odbite żary nieba z ostrą chmurą,<br>I loty czapli, drzewa torfowiska,<br> 870<br>Susz czarny, siny. Czółnem roztrącona<br>Znów zakładała utopia komarów<br>Błyszczące dwory. Grążąc się, szeleścił<br>Płaski cień lilii, pod burtę zepchnięty.<br><br>Aż noc już tylko, popieleje toń.<br> 875<br>Grajcie, muzyki, ale niesłyszalnie<br>Jak ścieg zegarka, bo czekam godzinę.<br>Moją stolicą bobrowe żeremie.<br>I sfałdowała się jeziorna woda,<br>Orał ją w kółko czarny księżyc zwierza<br> 880<br>Wzeszły z głębiny, z bulgotu metanów.<br>Niematerialny nie jestem, nie będę.<br>Tak niecielesne nie dla mnie spojrzenie.<br>Mój odór wspólny, mój odór zwierzęcy,<br>Mieni się tęczą, huczy, bobra spłoszy