jakby ze skóry obdarte. Dopiero<br>jesienią, kiedy wyzdrowieją, wtedy i kolorów, o, ile. I wszystkie z<br>tego zielonego. Żółte, rude, czerwone, wszystkie z zielonego. Nawet<br>jakieś zamyślone się wydają. By tak zgadnąć tylko, o czym? A pewnie o<br>tym samym co każdy. Bo o czym by? Dobrze, że choć tą ścieżką idziemy.<br> - Szliśmy, mama, tędy, to i teraz musimy tędy iść - wyrwało mi się,<br>choć nie miałem zamiaru jej przerywać.<br> - Ano, prawda, synu - westchnęła. - Ale by nam tamten chłop nie<br>pokazał, to i nie szlibyśmy. - I w tej samej chwili wyrzuciła w<br>zdumieniu: - O, popatrz, ile ludzi. I tam. I na