Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
o czym oni rozmawiają, ale ojciec stał się tak tajemniczy, że niewiele od niego mogłem się dowiedzieć. Nawet Gawriła unikał rozmów ze mną, był zaaferowany i wciąż dokądś się śpieszył.

Nieustannie mżył deszcz; wczesne chłody i słoty jesienne uniemożliwiły mi przechadzlki w okolicach depo; w ogrodzie wisiała wilgoć, a na ścieżkach, od dawna nie posypywanych piaskiem, tworzyły się grząskie, błotniste zacieki. Najczęściej więc czas przedobiedni spędzałem u Stiebłowów bawiąc się z Nadią i Liubą, chociaż uważałem te młodsze ode mnie dziewczynki za głupie i niegodne mego towarzystwa. Ulegały mi bez szemrania i wypełniały wszelkie rozkazy, chodziły na czworakach, udawały psy zaprzęgowe
o czym oni rozmawiają, ale ojciec stał się tak tajemniczy, że niewiele od niego mogłem się dowiedzieć. Nawet Gawriła unikał rozmów ze mną, był zaaferowany i wciąż dokądś się śpieszył.<br><br>Nieustannie mżył deszcz; wczesne chłody i słoty jesienne uniemożliwiły mi przechadzlki w okolicach depo; w ogrodzie wisiała wilgoć, a na ścieżkach, od dawna nie posypywanych piaskiem, tworzyły się grząskie, błotniste zacieki. Najczęściej więc czas przedobiedni spędzałem u Stiebłowów bawiąc się z Nadią i Liubą, chociaż uważałem te młodsze ode mnie dziewczynki za głupie i niegodne mego towarzystwa. Ulegały mi bez szemrania i wypełniały wszelkie rozkazy, chodziły na czworakach, udawały psy zaprzęgowe
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego