się jeszcze bardziej, dowiedziawszy się, że rozmawiałem z de Vosem prawie dwie godziny.<br>- To bardzo dobrze - powtórzył parę razy. - To bardzo, bardzo dobrze. Najmniej uważnie słuchał, kiedy próbowałem odtworzyć to, co mówiłem. Natomiast cały się mobilizował na byle odcień w zachowaniu się księdza de Vos, które musiałem mu z całą ścisłością zrelacjonować. To, co było dla mnie czymś ubocznym, drobiazgiem, dla niego nasycone było znaczeniem. I odwrotnie. Najmniejszego znaczenia nie miał fakt, że nie skomentował moich słów, czym się tak przejąłem. O moim ojcu nic nie powiedział, nie wyraził swego zdania o jego sprawie - to też, zdaniem Campillego, nie miało znaczenia