z dużych miast szły na druty. My nie, my byłyśmy z prowincji.<br><br>Co piątek była selekcja. Wyganiali o piątej rano, żeby stać godzinami i konać z zimna, aż SS wstanie, zje śniadanie i zadecyduje, kto jeszcze może pójść do pracy, a kto już nie. I codziennie, gdzie tylko stanęłyśmy, robili selekcję, na własną rękę, dla zabawy. I jeśli nie wstało się z koi, jeśli zemdlało się na apelu, jeśli się upadło przy pracy, nie przeszło tych kilometrów tam i z powrotem - selekcja była co godzina.<br><br>Przy pracy spotykałyśmy męskie komanda. SS-mani nie mogli stać w jednym miejscu, musieli chodzić. Gdy