się wciąż po pochyłości, na grzbiet wąskiej wyspy, mijając kolejne aleje niskich kamienic, kin porno, zaciągniętych żelaznych żaluzji, murów w konwulsjach graffiti. Idą między coraz wyższe termitiery, których wejść pilnują mrówki-wartownicy w mundurach z lampasami.- Bo ja wracam, wiesz? - dodaje prędko Dyzio i zerka na czarną kurwę, dygoczącą w siatkowych pończochach i w mini.<br>Wychodzą nagle z zachodniej dzielnicy prosto na dno wąwozu zbyt wysokich domów, w dolinę miejskich cieni, gdzie z monochromatycznością tła kontrastują tylko kiście dojrzałych bananów na wózku ulicznego sprzedawcy, mamroczącego głośno pod niewiadomym adresem: - One dullah, one dullah!<br>- To jak ci tu, w ogóle?<br>Carlos wzrusza