to...<br>- Dawaj opończę, powiedziałam! Jeździsz dobrze, ale ja jeżdżę lepiej. Ach, ależ przygoda! Ach, ależ będzie co opowiadać! Elżbieta i Anka skręcą się z zazdrości!<br>- Pani... - wybąkał Reynevan. - Nie mogę... Co będzie, jak was dościgną?<br>- Oni? Mnie? - parsknęła, mrużąc oczy błękitne jak turkusy. - Chyba kpisz!<br>Jej klacz, zbiegiem okoliczności również siwa, rzuciła zgrabnym łbem, zatańczyła znowu. Reynevan był zmuszony przyznać rację dziwnej pannie. Ten szlachetny, na pierwszy rzut oka rączy wierzchowiec wart był znacznie więcej od szafirowej broszy z kołpaczka.<br>- To szaleństwo - powiedział, rzucając jej opończę. - Ale dziękuję. Odwdzięczę się...<br>Z dołu wzgórza dały się słyszeć krzyki pościgu.<br>- Nie trwoń czasu