od stołu. - Chodź, Adasiu, pojedziemy. Jewdokia czeka.<br><br>Znudzony rozmowami o polityce wybiegłem przed dom i wskoczyłem na kozioł. Nora zbliżyła się do sztachet parkanu i przyjaźnie poszczekiwała. Rzeka w której odbijały się ciężkie chmury, przybrała odcień atramentu, fale pieniły się gnane wiatrem...<br><br>Jewdokia uśmiechnęła się do mnie i w milczeniu skinęła głową, ale natychnuast wróciła do swoich myśli. Westchnęła ciężko jak zwykle:<br><br>- Ech, Jegoruszka, Jegoruszka, gdzie ty teraz przebywasz?<br><br>Potem coś sobie nagle przypomniała, kazała mi wstać i wyciągnęła spod kozła wielki słonecznik szczelnie nabity dojrzałymi pestkami.<br><br>- Masz, paniczu... To gościniec dla ciebie...<br><br>Zjawił się ojciec w swej kolejarskiej czapce, Jewdokia