Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
których teraz olszyna... Opatrzność synu... bo tam właśnie stałem z kościelnym... no bo to nasi... z grobu wychodzą... I nim go kto inny zdołał zauważyć... biorę biedaka pod ramię. I półgłosem go uspokajam. - Łzy po twarzy proboszcza. Pozwala im płynąć razem z tajemnicą. - Kościelny, ojciec tego "handlarza", co go znasz, skoczy po Szubadkę, tego starego... wtenczas oho hooo!... nie to co dziś. I on swoim autem dostawczym podjedzie. I na plebanię.
- A ludzie?
- Ludzie? Ludzie koniak wynoszą, cukier, mąkę... w czym tylko się da. Zziajani, pijani, skłóceni. Szaber, że milicja rady sobie dać nie może z tym bałaganem.
- To był mój
których teraz olszyna... Opatrzność synu... bo tam właśnie stałem z kościelnym... no bo to nasi... z grobu wychodzą... I nim go kto inny zdołał zauważyć... biorę biedaka pod ramię. I półgłosem go uspokajam. - Łzy po twarzy proboszcza. Pozwala im płynąć razem z tajemnicą. - Kościelny, ojciec tego "handlarza", co go znasz, skoczy po Szubadkę, tego starego... wtenczas oho hooo!... nie to co dziś. I on swoim autem dostawczym podjedzie. I na plebanię. <br>- A ludzie? <br>- Ludzie? Ludzie koniak wynoszą, cukier, mąkę... w czym tylko się da. Zziajani, pijani, skłóceni. Szaber, że milicja rady sobie dać nie może z tym bałaganem. <br>- To był mój
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego