Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Tfu!

- Jakie paskudztwa?

- To nie żarty, paniczu! Ładne piwo w butelkach trzymał... Wstyd! Nawet prosty chłop wie, żeby pójść pod parkan. A jeszcze mi twoja matka pić to kazała. Piwo, powiada, pan Grabar zostawił...

Ze złością strzepnął miotłę o bramę i nie oglądając się wszedł do stróżówki.

Matka była ogromnie skonsternowana, gdy powtórzyłem jej rozmowę z Klimem, ale ja i Krysia pękaliśmy ze śmiechu.

- Głuptasy jesteście... Biedny Klim, słowo daję...

Po obiedzie ubrała się i zeszła na dół. Pobiegłem za nią.

W stróżówce Klima panował żar i zaduch. Na ścianie wisiały jarmarczne obrazki upstrzone przez muchy, a nad łóżkiem w wianku
Tfu!<br><br>- Jakie paskudztwa?<br><br>- To nie żarty, paniczu! Ładne piwo w butelkach trzymał... Wstyd! Nawet prosty chłop wie, żeby pójść pod parkan. A jeszcze mi twoja matka pić to kazała. Piwo, powiada, pan Grabar zostawił...<br><br>Ze złością strzepnął miotłę o bramę i nie oglądając się wszedł do stróżówki.<br><br>Matka była ogromnie skonsternowana, gdy powtórzyłem jej rozmowę z Klimem, ale ja i Krysia pękaliśmy ze śmiechu.<br><br>- Głuptasy jesteście... Biedny Klim, słowo daję...<br><br>Po obiedzie ubrała się i zeszła na dół. Pobiegłem za nią.<br><br>W stróżówce Klima panował żar i zaduch. Na ścianie wisiały jarmarczne obrazki upstrzone przez muchy, a nad łóżkiem w wianku
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego